Św. Josemaria o powołaniu księży

Teksty św. Josemarii Escrivy na temat "powołania do Stowarzyszenia Kapłańskiego Świętego Krzyża".

O co właśnie chodzi w tym Stowarzyszeniu Kapłańskim? Dlaczego mówi się o powołaniu?

Wam powtarzam to samo, co moim dzieciom z Opus Dei: wezwał nas Pan do Swej służby, a my odpowiedzieliśmy: "ecce ego quia vocasti me" , tu jestem bo mnie zawołałeś. Z miłości do Boga prag­niemy służyć wszystkim duszom, pośród świata, każdy w swoim stanie — żonaty, samotny, wdowiec, kapłan — w wykony­waniu zawo­du. Określam to słowami, które być może nie należą do wysublimowanej łaciny: "munus publicum". Publiczny w tym zna­czeniu, że jest ono zajęciem znane dla wszystkich, takie samo, jakie ta osoba by miała gdyby nie należała do Opus Dei, i takie jakim by się zajmowała gdyby miała nieszczęście opuścić powołanie.
Wszyscy przyszliśmy do Opus Dei stawiając "conditio sine qua non" nie stania się zakonnymi. Poświęcamy się służeniu Bogu i duszom, z oddaniem i poświęceniem z wielką miłością do Papieża i z miłością do wolności każdego w sprawach nie należą­cych do dogmatu ani do duchowości właś­ciwej Dziełu. Nie zapominajcie, że aby miłować i bronić naszą wolność najpierw powinniś­my miłować i bronić wolności innych, bez wyjątku.
Bierzmy się do dawania świadectwa, bo też wśród kleru trzeba być świadkiem Chrystusa. Świadectwo miłości do Kościoła i miłości do Jezusa. Jesteśmy "cristoforos", nosicielami Chrystusa. Mało tego. Choć są tacy, którzy nie uznają tego sposobu mówie­nia, dla mnie jest to realnie jasne, jesteśmy "ipse Christus", tym samym Chrystus
Tym naszym powołaniem nie czyn­imy nic dziwnego, nie dzielimy, nie od­dalamy. Nie tylko nie oddalamy kapłanów od swych Ordynariuszy i ich diecezji, lecz łączymy. Jest to konsekwencją naszej jed­ności życia. Czynimy to samo, co pozostali księża, nasi równi, ale staramy się nasze zadania czynić z największym możliwym nadprzyrodzonym sensem. Dlatego nasz duch pasuje do wszystkich — diecez­jal­nym kapłanom i wszystkim świeckim, choćby nie należeli do Opus Dei. Nie czyn­imy nic innego jak uświęcamy naszą pracę jako konsekwencję otrzymania wezwania od Boga do Dzieła i odpowiedzenia „tak”.
Spotkanie w Rzymie z księżmi, 27 XII 1964.

Jedność z Biskupem diecezji

Nie zapominajcie, że oprócz waszego kapłaństwa posiadacie Boże powołanie na drogę świętości, które nie oddziela was od pozostałych kapłanów, lecz powinno prowa­dzić was do wejścia głębiej w waszą diece­zję, w waszą parafię, w wasze seminarium; powinno prowadzić was do wielkiej miłości wobec waszej diecezji, wobec waszej parafii, wobec waszego Biskupa, choćby jakiegoś dnia bolała go wątroba, lub źle spał — ma przecież biedula też do tego prawo! — i kolejnego ranka wstał w złym humorze.

Spotkanie z księżmi w Zaragossie, 21 X 1960.

Oczywistą sprawą jest konieczność uległego posłuszeństwa Ordynariuszowi, niezależnie od okoliczności przełożonego lub podwładnego. Jeżeli do tego posłuszeństwa dołączy się serdeczność — powiedziałem serdeczność, to znaczy nie oficjalna miłość, lecz miłość Chrystusowa — naprawdę zdobylismy się na smaczny owoc, głęboko nadprzyrodzony, bardzo miły Panu na­szemu, bardzo skuteczny dla Kościoła świę­tego, którego nigdy nie może brakować w życiu moich dzieci kapłanów diecezjal­nych.

Motto jest, i zawsze będzie, takie: z dobrym humorem i ze spojrzeniem nad­przy­rodzonym być posłusznymi Bis­kupowi, aż do heroizmu. Nie przeżywanie posłuszeń­stwa w ten sposób oznacza nie być wiernym powołaniu, nie mieć nadprzyro­dzonego zmysłu, w jakiś sposób odbierać honor waszym braciom, którzy potrafią żyć takim heroizmem i psuć wspaniałą pracę naszej Matki Dzieła.

Spotkanie z księżmi w Rzymie, 29 VI 1955.

Pyta mnie kapłan, jaki skutek ma na diecezję to, że niektórzy diecezjalni kapłani mają powołanie do Stowarzyszenia Kapłańskiego Świętego Krzyża.

Odpowiem bardzo prostą argumentacją. Skoro duch Dzieła uczy ich uś­więcać posługę kapłańską, ci kapłani będą lepszymi kapłanami diecezjalnymi. Będą miłowali Biskupa, zarówno jak jest w do­brym humorze jak i wtedy, gdy boli go brzuch. Czy może biskupi nie mają prawa do tego, by ich bolał go brzuch? W takich chwilach będą bardziej zobowiązani do miło­wania ich.

Ci kapłani będą mieli wielką miłość do seminarium, wielką miłość wobec swojej parafii, zajęć, które Biskup im wskazał. Razem z czcią i miłością wobec Biskupa okażą wobec niego synowską szcze­rość, pełną synowskiego szacunku i kiedy coś im się będzie wydawało złe, zamiast szemrać pójdą do Biskupa i powiedzą: "Jeżeli Jego Ekscelencja mi pozwoli chciał­bym powiedzieć. Niech za bardzo Jego Ekscelencja nie zwraca uwagę na to, co powiem, bo może mylę się..." i powiedzą mu o sprawie szlachetnie, szczerze, w twarz, a oni będą wdzięczni. Jaka to wspaniała praca ta, którą czynią moje dzieci!

Spotkanie w campus Uniwesytetu Nawarry, 9 X 1967.

Miłować duszpasterskie zadania

Świeccy zajmują się sprawami doczesnymi i gdy je dotykają naszym du­chem, stają się one bożymi: jak owa legenda o królu Midasie, który przemieniał w złoto wszystko czego się dotyknął. Wy powinniście miłować diecezję, waszego Biskupa i seminarium diecezjalne starając się kierować do niego powołania. Musicie miłować parafię, katedrę i kapela­ństwo u zakonnic: zadanie jakie wam powierzono, jakie ono by nie było. A jeżeli tak nie jest, to coś nie jest tak, dzieci moje. Krótko mówiąc, musicie uświęcać waszą pracę kapłanów diecezjalnych, czynić to samo, co pozostali księża, ale ze światłem tego naszego bożego powłania w duszy; nie upokarzając innych, którzy prawdopodobnie są lepszymi od nas.

Ja nie staram się o to, by w Opus Dei byli najlepsi. W Opus Dei jesteśmy osobami rozpieszczanymi przez Boga na­szego Pana..., tak, ale nie najlepszymi. Pa­trzcie na matki: bardzo kochają wszystkie swoje dzieci, ale większą czułością obda­rzają tego utykającego, tego, kto jest chory, tego, który nie posiada dobrego wzroku. Bóg nas wię­cej rozpieścił, dając nam powo­łanie do Dzieła, bo być może widział nas bardziej słabymi... Ta próba miłości Bożej nie jest w żadnym wypadku przyczyną pychy i od­dzielenia. Miłujcie pracę kapłań­ską, pracę w diecezji! Każdy własną. Czcij­cie cnoty innych kapłanów, uczcie się od nich i służcie im: naszym światłem, naszym du­chem, naszymi środkami.

Spotkanie z księżmi w Rzymie, 27 XII 1964.

Nie czynienie prozelityzmu jest wielką katastrofą. Powtarzam jest to pra­wem i obowiązkiem, powinniście korzystać z niego z osobistą odpowiedzialnością i wol­nością.

Na pierwszym miejscu powinniście okazywać wasz zapał będąc posłusznymi wobec tego, kto rządzi, specjalnie wobec biskupa diecezji, niezależnie czy jest mło­dym czy starym, sympatycznym lub an­typatycznym, inteligentnym lub mniej in­teligentnym. Okazujcie waszą miłość wyro­zumiałością, wybaczając zawsze, szczególnie nie osądzając decyzji Biskupa. Dzieci, to jest logiczne! Nie znacie motywów jakie ma, aby tak czy inaczej działać, ani nie wiecie, być może o jego słabym zdrowiu, ani o je­szcze innych czynnikach. Zjednacie sobie Biskupa miłując go; ja tutaj nie mówię banałów lub sentymentalnych rzeczy: św. Paweł pisze iż we wszystkim "in omnibus caritas", miłość we wszystkich rzeczach. Jakie to piękne!

Niech wasze zachowanie będzie zawsze szlachetne. Niech was nie martwi pójście do ostatniego kąta diecezji. Powinni was poznawać po waszej radości, po wa­szym dobrym usposobieniu, po waszym sposobie pracowania z poświęceniem, po waszej miłości do diecezji i do tego wszyst­kiego co należy do diecezji, po waszej dobrej doktrynie, po waszej pewności w nauce, której nie zaniedbujecie po święceniach.

Spotkanie z księżmi w Rzymie, 27 XII 1964.

Kapłańskie braterstwo

Powinniście rozpłynąć pośród waszych braci jak się sól rozpływa. Kochajcie ich bar­dzo: jeżeli jest jakiś troszeczkę dziwaczny pomy­ślcie, że może posiada wiele wewnętrz­nych cnót, których nie znacie. Pomagajcie sobie być świętymi aby nosić pokój do wszyst­kich dusz. Nawet palcem nie kiwajcie, aby czy­nić zło. Zatopić zło w obfitości do­bra!

Spotkanie z księżmi w Barcelonie, 17 IX 1962.

Nie twózcie zamkniętych gruk. Nie da się tego pogodzić z duchem Opus Dei. My powinniśmy się otwierać jak wachlarz: "caritas mea cum omnibus vobis in Christo Iesu" , moja miłość dla was wszystkich w Chrystusie Jezusie: niech się nie stanie tak, że jedno to jest to, co głosimy a inną spra­wą jest to czym żyjemy. Powinniście starać się rozprzestrzeniać, pomimo wad — nie dziwię się, że je posia­dacie, bo ja ich wiele mam — tego dobrego ducha od Boga, który — nalegam — nie dzieli nas od pozos­tałych kapłanów — naszych równych — lecz jednoczy nas z nimi: bo miłość, ser­deczność, łączy, szalenie łączy: "consum­mati in unum!"

Spotkanie z księżmi w Rzymie, 27 XII 1964.

Bądzcie bardzo wierni wobec Norm pobożności. W nich znajdziecie waszą świętość. To właśnie one podczas całego dnia utrzymują nas w jedności z Panem. Aby udzielać światła musimy go posiadać; inaczej, nie udzielimy go innym. Kochajcie dużo wa­szych kolegów w kapłaństwie. Przyobleczcie się serdecznością Chrystusa. Opowiadali mi kiedyś o pewnej diecezji, w której rozpoz­nawali waszych braci w tym, że nie mówili źle o Biskupie. Dla mnie jest to wielki triumf! To mój duch.

Nigdy nie mówcie źle o Biskupie, ani o waszych braciach kapłanach. Bądźcie między sobą bardzo złączeni, nie łamcie jedności. Żyjcie moim duchem, lepiej, duchem, który dał mi Bóg. Widzicie? Jes­teśmy dziwnymi właśnie dlatego bo nie jesteśmy dziwnymi.

Krytykować naszych braci kapłanów to paskudstwo! Dlatego gdy odczujecie pokusę krytyki, daję wam radę: wsadzić język pomię­dzy zęby, ugryżcie się mocno i dale­ko wyplujcie. Krytykować innych oznac­załoby sko­ńcz­yć z miłością Chrystusa, która jest "vin­culum perfectionis" węzłem dos­konałości. Niech nikt wam nie będzie obojętny. Niech nikt przy waszym boku nie odczuje okrucieństwa obojętności.

Spotkanie z księżmi w Rzymie, 27 XII 1964.

Pomagać księżom

Jezeli odtrzymaliśmy od Pana Boga naszego to wezwanie do Opus Dei, to po to aby bardziej miłować naszych braci, kapła­nów z całego świata i zakonników. Wkłada­jcie serce w to uczucie, które — jak wam mówiłem — nie jest tylko miłością, lecz też sprawiedliwością! Od ostatniego księżulka we wsi całkiem zgubionej w górach, aż do ostatniego Kardynała i do Papieża, wszyscy powinni mieścić się w naszym sercu. Nie krytykujmy. Dobrze wiem, że trudno to w pewnych okazjach przychodzi, ale mo­żecie znależć ulgę u tego brata, który się wami opiekuje. Też przy Spowiedzi, ale krócej. Nie krytykujcie! Wasze milczenie, wynagra­dzając równocześnie w sercu, jest bardzo elokwentne.

Postanowienie: ja teraz odnawiam go, bo wiele razy go czynię; odnówcie je także wy. Postanowienie miłowania naszych braci kapłanów, od ostatniego ledwo, co wy­święconego, aż do Papieża; postanowienie poświęcania się dla nich; postanowienie bycia świadkiem Chrystusa na ulicy dla­tego, że niektórzy — ze słabości, z nędzy, z tchórzostwa — nie chcą nim być.

Spotkanie z księżmi w Walencji, 11 XI 1972.

Oto nasze zadanie: miłować naszych braci kapłanów. Powinniśmy odczuwać satysfakcje bycia sługami wszystkich dusz, ale na pierwszym miejscu kapłanów, na­szych braci.
Zawsze mówiono nam, że kapłan nie zbawia się ani nie jest potępiony on jeden sam; dlatego teraz wiele dusz idzie do piekła, dusze które tam nie powinny iść. Widzicie to tak jak i ja to widzę na całym świecie. Więc starajmy się zbawić kapła­nów, bo zbawimy tysiące dusz.
Nie zbawimy ich jeżeli będziemy jak jeż: trzeba być serdecznym, trzeba prze­zwyciężać siebie samego. Nie możemy two­rzyć grupkę, lecz musimy otwierać się z ramionami otwartymi jak na krzyżu. Prócz tego, nieza­leżnie od wysiłku, dawajcie dobry przykład. Nie czyńcie dobrze aby was wi­dziano, ale korzystne jest aby widziano.

Spotkanie z księżmi w Madrycie, 9 X 1972.

Uczyńmy postanowienie, mocne! Okazywać naszą ludzką miłość, bez lęku wobec tego, iż posiadamy serce, bo nasze serce jest złączone z Sercem Chrystusa, otwarte włócznią i z Sercem Najsłodszym Naszej Matki, Najświętszej Maryi Panny. Kochajcie się wzajemnie! Czy jest to jasne? Jeżeli widzicie, że ktoś wątpi, wpadnijcie do jego domu z prezencikiem, z czymś uprzej­mym; jeżeli jest chory, dlaczego go opusz­czać? Jeżeli rzucili oszczerstwo na niego, dlaczego nie podsunąć za niego swoją twarz? A jeżeli nie było to oszczerstwem... także. Trzeba ze spokojem oddać swoją twarz.

Spotkanie z księżmi w Madrycie, 9 X 1972.

Troska o seminarium

Prozelityzm! Jeżeli posiada się dobro i jest się świadomym tego, że jest to skarb stara się go rozpowszechniać. Ja poprowa­dziłem wiele kilkudniowych rekolekcji dla księży diecezjalnych i czasami pytałem: ile powołań jest w Seminarium poprowa­dzonych tam przez ciebie? Jeżeli nie było żadnego mówiłem: jak mało szczęśliwy jesteś w twoim powołaniu! Prozelityzm: jest to jasny symptom oddania. Musicie starać się utrwalić w innych duszach wasze kapła­ństwo, kapłaństwo Chrystusa, który jest wieczne.

Spotkanie z księżmi w Zaragossie 21 X 1960.

Jeszcze jeden objaw miłości to prawo i obowiązek prozelityzmu. Jaki to bylibyśmy rodzajem ptaków my księża, jeżeli byśmy nie mieli zapału noszenia Chrystusa do innych dusz, marzenia zapa­lenia w innych duszach tego światła, które zapaliło się w naszych duszach i w naszym życiu? (...) Gdy znajduję księdza, który nie poprowadzi kleryków do seminarium die­cezjalnego myślę: oto biedny nieszczęśnik, jak te osoby nie udane w swoim małżeńst­wie; człowiek rozczarowany, człowiek, który nie miłuje swego powołania. Bo miłość — a szczególnie miłość Chrystusowa — ro­zszerza się.
Spotkanie w Rzymie z księżmi, 27 XII 1964.

Chciałbym, abyśmy z tej krótkiej chwili moich nieuporządkowanych — nieuprząd­kowanych dobrowolnie — zwie­rzeń wycią­gnieli jeden wniosek: potrzebę by każdy z was zatroszczył się o powołania do Semina­riów waszych diecezji. Wiem dobrze, że w wielu Seminariach chłopcy nie mogą być ponieważ tracą tam dobre obyczaje, wiarę i poboż­ność — tracą wszystko. Ale na pewno istnieją tu Seminaria gdzie dba się o poboż­ność i o formację; poszukajcie finansowej pomocy i wyślijcie tam te dusze, które przygotowujecie od kiedy są dziećmi. Dajcie im życie wewnętrzne; nauczcie je miło­wać Boga, odnajdywać Go w duszy, mieć synowskie nabożeństwo do Najświę­tszej Maryi Panny, myśleć, że największą rzeczą na świecie jest być drugim Chrys­tusem i tym samym Chrystusem (...).
Stanowcze postanowienie: co najm­niej jeden następca! A, skoro może za­wieść, co najmniej dwóch, aby praw­dopodobieństwo było pięć­dziesiąt procent. A lepiej trzech i tak będziemy się pewniej poruszać. Jeżeli sobie to postanowicie, wszystko zostanie odwrócone. Wystarczy abyście chcieli.
Powiecie może, Ojcze, a czy Ojciec szuka powołań do Opus Dei?
Opus Dei teraz mnie nie martwi. Też przyjdą powołania do Opus Dei w wiel­kiej ilości; ale teraz nie o to chodzi, chodzi o wzbu­dzenie powołań do kapłańst­wa, do diecezji. Szukajcie je, proście o nie Pana! "Rogate ergo Dominum menssis ut mittat opera­rios in menssem suam!" (Mnie wzruszają owe prze­chadzki Jezusa, otoczonego zgłodniałymi uczniami, poprzez łany Galilei. Pan się skarży: mes­sis quidem multa, operarii autem pau­ci... Nigdy nie było takiego zapotrzebowanie pracowników do żniw Chrystusowych jak obecnie (...).
Bracia moi!, być może Pan pragnie by takie było moje pożegnanie z wami: wkładając w was to marzenie, ten entu­zjazm, ten zapał fo­rmowania kapłanów. Od was zależy! (...). Dobrze wiem, że robicie posta­nowienia; że myślicie już o tych chłopakach wam znanych, o pobożnych rodzinach mających dobre dzieci. Już na pewno mod­li­cie się do Pana, aby wam pomógł zarzucić haczyka na nich, aby ich przyciągnąć, aby ich zapalić.
Spotkanie z księżmi w Peru, 26 VII 1974.