Izolacja - przekleństwo czy wyzwanie

„Kryzys wywołany przez koronawirusa jest nie tylko kryzysem zdrowotnym. Jest również, w wielu przypadkach, wyzwaniem moralnym. Ze względu na swoją powagę zmusza do przemyślania celów, dla których żyjemy. Jak możemy lepiej wykorzystać tę sytuację?” To kwestia poruszana przez ks. Pégouriera w poniższym artykule.

Dla osób starszych z Domów Pomocy Społecznej, jak i dla zarażonych oraz innych zobowiązanych do kwarantanny ta sytuacja jest jak więzienie. Dla osób samotnych, delikatnych, niepełnosprawnych, zależnych od innych, przymusowa izolacja może być dramatyczna. Dla większości z nich wymagane przez władze zamknięcie stanowi ogromną trudność, więc niektórzy sprytnie szukają „ucieczek” np. spacer z psem.

Rodzicom małych dzieci izolacja grozi przemianą domowego ogniska w "domowe piekło". Jeśli ich potomstwo ma balkon jako jedyny horyzont, to muszą być jednocześnie niańkami, nauczycielami, organizatorami zabawy…, pełna odpowiedzialność typu multi-cap (wielozadaniowość), na którą niekoniecznie byli przygotowani.

Kryzys koronawirusa to nie tylko kryzys zdrowotny. To często również wyzwanie moralne. Wymaga przemyślenia celu życia. Jak możemy wykorzystać tę sytuację? Inspirując się wezwaniem, które krąży w sieciach społecznych - myć ręce rozwijając jednocześnie swoje życie duchowe, łącząc te konkretne wyzwania sanitarne z modlitwą, innymi słowy, łącząc środki nadprzyrodzone z odpowiednimi środkami ludzkimi.

Wielu ekspertów dostrzega zbliżający się za tą planetarną epidemią wielki kryzys gospodarczy, który będzie wymagał od uczestników rynku zmiany modelu zachowania w odniesieniu do ekonomii i zarządzania naszym wspólnym domem common house. To ogromne wyzwanie. Ale, zgodnie z metaforą, że szklanka jest do połowy pusta i do połowy pełna, czyż nie lepiej postrzegać to jako szansę? W każdym razie, to wyzwanie wymaga zmiany perspektywy indywidualistycznej na rzecz solidarności z innymi. A ponieważ rodzina jest podstawową komórką społeczeństwa, ta obecna „era zamknięcia” nakazuje nam przede wszystkim nauczyć się „tworzyć rodzinę”, to znaczy, przejść ze stylu życia, gdzie często z niej rezygnujemy do szczęśliwego życia w rodzinie. Jak można to osiągnąć? Odkrywając na nowo cnoty wspólnotowe, „małe cnoty domowe”, które łagodzą „ból życia”. Trzy z nich zasługują na podkreślenie ze względu na obecne okoliczności.

Aktualna sytuacja generuje udrękę i napięcie, co sprzyja rozwiązłości. Z tej racji niezbędna jest sztuka rozeznawania, co warto powiedzieć i jak należy to powiedzieć - „jak najmniej słów, aby nadać im jak najwięcej znaczenia” (Jankelevitch). Ta zasada potężnie przyczynia się do „pokoju domowego” i pomaga, by nie szukać szkodliwych pozamałżeńskich „rekompensat”.

Punktualność w relacjach międzyludzkich (posiłki, obowiązki, wspólna modlitwa...) pozwala każdemu zarządzać swoim czasem i organizować swoją działalność w spokoju. Z drugiej strony, spóźnienia i przymus nieuzasadnionego oczekiwania zakłócają komfort i czynią atmosferę napiętą.

Wdzięczność, zwłaszcza wobec osób, od których jesteśmy już przyzwyczajeni doznawać serdeczności i pomocy. Słusznie wyrażamy naszą wdzięczność pracownikom opieki zdrowotnej, którzy troszczą się o nas. Czy tak samo jest wobec naszych bliskich, którzy stale nam pomagają?

Te małe cnoty czynią codzienne życie znośnym i przyjemnym, szczególnie w trudnych czasach. Podobnie jak cykanie świerszcza za kominem, stanowią one o uroku przebywania we wspólnym domu i są źródłem harmonii w relacjach społecznych.

Ks. Patrick Pégourier